Własność to kradzież
Wielu osobom sformułowanie „własność to kradzież” wydaje się tak karygodne, bezsensowne i absurdalne, że w ich mniemaniu znajduje się na pograniczu „choroby psychicznej”. Z resztą fraza napisana przez P.J. Proudhona wydaje się być oksymoronem, nawet jemu samemu.
Pomimo tego, to ciężko jest nam nie zgodzić się z tą sprzecznością. Paradoksalnie nie jest to wcale tak radykalne sformułowanie jak można by sądzić. Nie jest ono również wymysłem XIX wiecznej filozofii i myśli socjalistycznej, komunistycznej czy anarchistycznej. Przekonanie o tym, że własność to „zło”, które należy znieść towarzyszyło człowiekowi od momentu zagarnięcia i powstania własności.
Przykładowo buntujący się w XV wieku chłopi niemieccy żądali zniesienia własności, słusznie widząc w niej źródło władzy i panowania ich panów nad nimi, a tym samym widzieli w niej źródło własnego zniewolenia. Jednakże od wybuchu Rewolucji Francuskiej filozofia, myśl prawnicza i ekonomia w przeważającej części hołdowała „świętemu prawu własności” traktując ją jako coś niezbywalnego i naturalnego co zostało (przez Boga czy naturę) dane człowiekowi. Prowadziło to rzecz jasna do jej sakralizacji. W skrajnej – fetyszyzowanej – wersji, zwolennicy liberalizmu potrafią traktować ową własność jako fundament dla (specyficznie rozumianej) wolności. Co zabawne, w warunkach kapitalistycznych i rynkowych, gdzie źródłem władzy i pozycji jest posiadanie środków produkcji a więc własności, jest to jak najbardziej słuszne podejście.
Garstka posiadaczy, posiadająca środki produkcji (zagarnięte w drodze wyzysku i wywłaszczenia bądź zagarnięcia) może powiedzieć, że jest wolna. Wolność daje im bowiem prawo do władania innymi – tymi, którzy nie posiadają własności i są zdani na ich łaskę bądź niełaskę Własność daje im również wolność od trosk, ucisku i terroru ekonomicznego. Posiadając środki produkcji mogą powiedzieć, że są panami własnego losu”. Albowiem nie muszą się martwić o swój byt. W końcu daje im to – chociaż nie de iure ale de facto – prawo do stania ponad prawem w państwie i możliwość współrządzenia, jako że państwa zadaniem jest reprezentowanie interesów posiadających własność. Stąd równie prawdziwe jest stwierdzenie przeważającej części mieszkańców naszego globu – dla których jednym towarem jest ich praca, którą bogacą kapitalistę poprzez wyzysk (wypracowywanie wartości dodatkowej) – że własność jest źródłem ich niewoli, nędzy i dehumanizacji.
Kapitalista natomiast krzycząc, iż własność jest źródłem jego „indywidualnej wolności” z jednej strony chce maskować charakter i oblicze pracy najmniej. Z drugiej zaś strony ma rację. To własność stanowi źródło jego władzy, a więc wolności panowania nad innymi – tymi, którzy nic nie posiadają, głównie nad pracownikami najemnymi, a także źródło jego pozycji społecznej. Dzięki niej jest w stanie pomnażać swoje bogactwo i zwiększać swoją władzę.
Maciej Drabiński