Mistrzostwa świata w niczym

W wielkim świecie, pełnym dźwięku, świateł i zgiełku, można wyobrazić sobie człowieka, który poświęca całe swoje życie jednemu zadaniu: dziurawieniu globusów za pomocą narzędzia do dziurawienia globusów. Każdego dnia, z zegarmistrzowską precyzją, trenuje ten bezbłędny ruch ręki, dążąc do perfekcji w swojej sztuce. Po latach zmagań i wyrzeczeń, zostaje mistrzem świata w tej dziedzinie. Wokół niego błyszczą reflektory, rozbrzmiewają fanfary, a wiwatujący tłum skanduje jego imię. Ale kiedy echa braw milkną, a globusy są dziurawe do ostatniej sztuki, pojawia się pytanie: i co dalej?

Ta groteskowa scena – wyobrażenie mistrza globusów – stanowi kwintesencję współczesnej pogoni za niczym. Człowiek, który zamienia swoje życie w powtarzanie czynności, która nie ma żadnej obiektywnej wartości, jest symbolem szerszego zjawiska. To, co dla jednych jest absurdem, dla innych staje się sensem życia, celem wartym poświęceń i wyrzeczeń. W tym bezmyślnym rytuale możemy dostrzec mechanizm, który rządzi wieloma dziedzinami ludzkiej aktywności, w tym – a może przede wszystkim – sportem zawodowym.

Sport jest zorganizowaną formą rywalizacji, której zasady są ścisłe, ale jednocześnie arbitralne. Dlaczego rzucanie oszczepem jest uznane za godną podziwu umiejętność, a dziurawienie globusów nie? Dlaczego bieganie w kółko na czas jest sportem, ale przesuwanie kamieni po stole już niekoniecznie? Nie ma tu żadnej logiki ani obiektywnej wartości – to tylko umowy i konwencje, które ludzie przyjęli za pewnik. Jeśli pewnego dnia grupa decydentów uznałaby dziurawienie globusów za dyscyplinę olimpijską, miliony widzów zasiadałyby przed telewizorami, dopingując swoich faworytów, a dzieci marzyłyby o tym, by pewnego dnia sięgnąć po złoty medal.

I tu tkwi sedno problemu. Ludzie potrafią w niczym dostrzec coś, przypisując pustym czynnościom wartość, której w rzeczywistości nie posiadają. Sport – tak jak dziurawienie globusów – staje się areną, na której jednostki rywalizują o tytuł najlepszych w dziedzinach pozbawionych praktycznego znaczenia. Bieganie w kółko na czas, rzucanie metalowej kuli na odległość czy przesuwanie kamieni po lodzie to przykłady czynności, które nabierają znaczenia tylko dlatego, że umówiliśmy się, by przypisać im wartość. Wysiłek, energia i lata treningów są wkładane w cele, które poza sztucznie stworzonymi zasadami nie mają żadnej realnej przydatności. Wysiłek, energia, całe lata treningów i poświęceń – wszystko to jest wkładane w cel, który istnieje tylko dlatego, że się na niego umówiliśmy.

Wyobraźmy sobie teraz mistrza świata w dziurawieniu globusów. Stoi dumnie na podium, otoczony wiwatującym tłumem i deszczem konfetti. Przypominając posąg zwycięzcy, z uniesionym narzędziem do dziurawienia globusów, odbiera medal z kamiennym wyrazem twarzy. Z jednej strony widać euforię kibiców, z drugiej zaś pytające spojrzenia garstki obserwatorów, którzy nie potrafią ukryć zdziwienia: “Po co to wszystko?” Kontrast pomiędzy powagą ceremonii, a absurdalnością czynności uwypukla bezsens sytuacji do granic możliwości. Zrealizował swój cel, osiągnął szczyt – jest najlepszy na świecie w tej absurdalnej czynności. Co dalej? W naturalny sposób zostaje trenerem. Uczy innych, jak jeszcze szybciej i skuteczniej dziurawić globusy. Kluby sportowe rywalizują o jego wiedzę, młodzi adepci marzą, by pójść w jego w jego ślady. Cała machina rozwoju i rywalizacji zostaje uruchomiona, ale nadal kręci się wokół pustej, nic nieznaczącej czynności.

Czy nie tak wygląda współczesny sport? Ludzie spędzają lata, by być najlepsi w bieganiu na krótkich dystansach, przerzucaniu kul, kopaniu piłki czy skakaniu o tyczce. Cała struktura sportu opiera się na iluzji – iluzji, że to ma znaczenie. Tysiące godzin treningów, niesamowity wysiłek fizyczny i psychiczny – a wszystko po to, by wykonać jakąś czynność o sekundę szybciej lub o centymetr dalej niż inni.

W pogoni za pustymi celami człowiek traci z oczu to, co naprawdę istotne. Wartość ludzkiego życia nie polega na byciu „najlepszym” w dziurawieniu globusów ani w jakiejkolwiek innej sztucznie stworzonej konkurencji. Prawdziwy sens tkwi w tworzeniu czegoś trwałego, czegoś, co ma wartość poza umownymi regułami gry.

Kiedy mistrz globusów umiera, jego legenda może trafić na łamy gazet, ale jego życie pozostaje puste. Dziurawił globusy, był w tym najlepszy, ale co z tego? W końcu pozostają tylko dziurawe globusy i pełne zdziwienia spojrzenia tych, którzy zastanawiają się, dlaczego poświęcił temu wszystko.

Sport, podobnie jak dziurawienie globusów, jest wytworem ludzkiej wyobraźni – systemem reguł i celów, które uznajemy za ważne, ale które w rzeczywistości są puste. Całe życie można spędzić, dążąc do bycia „najlepszym”, ale bez refleksji nad wartością tego celu, jest to ścieżka donikąd. Warto zadać sobie pytanie: czy to, co robimy, ma prawdziwy sens, czy tylko wygląda na ważne, bo tak się umówiliśmy?

Bo mistrzostwo w dziurawieniu globusów, niezależnie od liczby zebranych trofeów, zawsze pozostanie pogonią za niczym.

Z przesłaniem dla świata, Morfeusz

Podobne wpisy

Dodaj komentarz