Obliczenia Eratostenesa
[Z cyklu Odmęty nauki]
Przeanalizujmy pomiar obwodu Ziemi jednego ze “starogreckich astronomów”. Czytamy w wikipedii:

Powyżej wielce naukowy opis pomiaru. Eureka! Możemy obliczyć obwód ziemi. Na pierwszy rzut oka, i owszem Eratostenes to… Eratostenes tamto…, czyli zaczyna się od autorytetu. A potem to już czysta fantazja. Co trzeba przyznać tej osobie (czy w ogóle istniała taka osoba jak Eratostenes czy nie, to już pominiemy w naszych roztrząsaniach… jakaś osoba to wymyśliła) to posiadała ona niezwykle bujną wyobraźnię, bądź była pod wpływem jakichś środków stymulujących, bo ta wizja ma właśnie takie znamiona. Przejdźmy zatem do meritum.
“Erastotenes porównał długość cieni”, a przecież on niczego takiego nie robił. W studni nie było żadnego cienia. To zostawię bez komentarza, bo to już “zasługa” wikipedii. Dobrze, kontynuujmy…
Zwróćmy uwagę jak skrzętnie zostaje wplecione w rzeczywistość ”promienie są praktycznie równolegle“ A skąd niby te promienie które de facto mają być równoległe? Czy światło ma promienie? No chyba, że dziecko w pierwszej klasie zakładu utylizacji logicznego myślenia zwanego dla niepoznaki szkołą powszechną, narysuje na lekcji plastyki śliczne żółte słoneczko z charakterystycznymi dla wyobraźni najmłodszych promieniami. Zatem astronom i dziecinne promienie. Nic dodać i nic ująć.
Ale może dodamy jednak. To musiał być astronom geometra bo promienie były równolegle padające z okrągłego słońca. Jeżeli weźmiemy pod uwagę że słoneczko jest jak z obrazku przedszkolaka, a takie jest właśnie założenie, to niemożliwym jest by wychodzące promienie były równoległe. One są prostopadłe do miejsca, z którego wychodzą, ale że mamy do czynienia w naszym założeniu, że to jest kula więc żaden promień nie jest równoległy do drugiego. To po prostu niemożliwe. Tak, nad tym musiał się chyba długo zastanawiać.
Dajmy już spokój “promieniom” i przejdźmy do studni. Oddalona o 800 kilometrów od patyka wbitego w ziemię. Co my tu mamy? Słońce oświetla dno studni i ta odległość jest podstawą do tych nieszczęsnych obliczeń. Ale jak bym co 10 metrów na tej odległości, w jednej linii wykopał 80 studni, to czy słońce podczas swojej wędrówki, od wbitego patyka do tej oddalonej o 800 km studni oświetlało by dno tylko tej ostatniej? No taaaak… oświetli tylko tę ostatnią… hehe (ironia).

Na rysunku widać w jaki sposób Pan Eratostenes “zmierzył” obwód kuli. To czego dokonał nie jest obce geometrii Euklidesa i zakładaniu o identyczności przylegających trójkątów. Geometria Euklidesa jest oparta na założeniach wyciągniętych, chwilami nie wiadomo skąd, ale o tym już niedługo…
A teraz przejdźmy do patyka wbitego w ziemię. Nasz “uczony” dokonuje pomiaru kąta, czyli długości cienia. I tu już przechodzi samego siebie. Promieniem słonecznym, tym prostopadłym okazuje się teraz… linia cienia. Dalej… a skąd pomysł, że długość cienia to część jakiegoś koła? Hmmm… cienie 360-cio stopniowe? Tu chyba zadziałał mocniejszy stymulant. A tak apropos okręgu… nie da rady go podzielić na 360 równych części. Ale o tym w innym artykule.
Gdy teraz już wszyscy rozumiemy, jak w “naukowy” sposób pomiaru dokonał jego autorytatywna wysokość mister Eratostenes to dowiemy się z wikipedii najlepszego… “Do dnia dzisiejszego używa się tej metody do dokładnych pomiarów ziemi.”
Dokładne pomiary ziemi… oparte na kompletnie bzdurnych założeniach. Próba wykorzystania zależności dwóch kątów przyległych utworzonych przez przecięcie dwóch równoległych linii oraz wyszukanie do tego niesamowitych przesłanek, to dzieło jakiegoś “tęgiego umysłu”. Prawdopodobnie ten sam “umysł” wymyślił atomy, wirusy, szczepionki, lot w kosmos, życie pozagrobowe, demokrację, i “zbawienny” wpływ kofeiny na zdrowie człowieka.
“Truman show”? Nie.. to nie film… to się dzieje naprawdę.
Z przesłaniem dla świata, Morfeusz