Zakazuję ci przepisem – czyli jak fikcja udaje władzę

Kiedy ktoś mówi:
„Zakazuję ci przepisem”, to warto zatrzymać się i zadać pytanie:
Kto zakazuje? I czym właściwie?

Bo przecież:

– Przepis nie jest osobą.
– Przepis nie myśli.
– Przepis nie widzi.
– Przepis nie rozumie sytuacji.
– Przepis nie ma sumienia ani rozumu.

A więc nie przepis zakazuje — zakazuje człowiek, który się za przepisem chowa,
bo sam nie ma prawa, odwagi ani moralnego uzasadnienia, więc wyciąga papier i mówi: „To nie ja — to ON.”

Ale ten „on” nie istnieje.
Nie ma żadnego ON.
Jest tylko człowiek, który wymyślił formułę, by uczynić Cię posłusznym bez pytania, bez dyskusji, bez sensu.

Fikcja staje się realna tylko wtedy, gdy zaczynasz w nią wierzyć

Nie masz do czynienia z zakazem.
Masz do czynienia z narracją, która mówi:

„Nie mam prawa moralnego, więc tworzę słowo, które ma udawać, że to prawo istnieje.”

To jakby ktoś powiedział:

„Nie chcę, żebyś oddychał, więc napiszę przepis, że to nielegalne.”
„Nie podoba mi się, że siedzisz w ciszy, więc zapiszę, że trzeba mówić.”

A potem doda: „To nie ja — to system.”

Ale system nie istnieje jako istota.
Istnieje tylko istota, który chce władzy, i papier, który ma dać mu legitymację.

Kto mówi: „Zakazuję ci przepisem”, ten w rzeczywistości mówi:

„Nie mam prawa, nie mam powodu, nie mam argumentu — więc stworzyłem formułę, którą masz uznać za rzeczywistość.
Nie pytaj. Nie myśl. Podporządkuj się słowu, którego nawet nie wypowiedziałem ja — tylko władza, której nie da się wskazać palcem.”

To nie zakaz.
To magia słów bez czaru — ale z konsekwencją.
To fikcja, która działa tylko na tych… którzy nie zadali pytania.

Z przesłaniem dla świata, Morfeusz

Zobacz także

Dodaj komentarz