Mistrzowie sportu

Być mistrzem. Bardzo ciekawe. Na to sformułowanie wszyscy  patrzą, powtarzają i nikt nie widzi nic dziwnego, a jest to  kompletnie nielogiczne zagadnienie,  które chciałbym omówić na przykładach. Bo tylko taka forma jest w stanie, mam taką nadzieje, uzmysłowić czytelnikowi ogrom absurdu, jaki znajdziemy w niektórych dyscyplinach, gdzie wyłania się tytułowego mistrza sportu.

Zacznę więc od chyba najbardziej popularnej na świecie dyscypliny, jaką jest piłka nożna. W dyscyplinie tej, jak również w innych, rozgrywane są tzw. mistrzostwa. Dajmy tu dla przykładu rozgrywki znane wszystkim jako mistrzostwa Polski. Drużyny rozgrywają między sobą mecze. Jak zapewne każdemu  wiadomo, mimo iż wynik meczu może również być remisowy, nikt nie nazywa mistrzem drużyny, która taki mecz wygra. Mistrzem nazywa się dopiero taką drużynę, która w całym cyklu rozgrywek wygrała najwięcej meczów. I właśnie tu pojawia się problem. Problem, który wynika z tego iż rozgrywki, mistrzostwa Polski, też odbywają się cyklicznie, co roku (od 1920 roku). Uściślając rozgrywki rozpoczynają się w jednym roku, a kończą w drugim i dlatego określa się sezon, jak mamy np. obecnie 2023/2024.

Ale wracając do meritum. Nie nazywa się mistrzem drużyny który wygrała mecz tylko wygrała najwięcej meczów w cyklu. Więc dlaczego nazywa się mistrzem drużynę, która wygrała jeden cykl, a nie nazywa się mistrzem drużyny, która wygrała największą ilość cykli? Skoro ta drużyna, która wygrała jeden mecz nie jest mistrzem, tak nie może być mistrzem ta drużyna, która wygrała jeden cykl. Tak jak mistrzem ma być… i obecnie jest ten kto wygra najwięcej meczów w cyklu tak prawdziwym mistrzem musi być ta drużyna, która wygrała najwięcej cykli. To prosta analogia. Mistrzostwa odbywają się cyklicznie od ponad 100 lat. A więc mistrzem musi być ten kto wygrał największą ilość cykli, a nie jeden cykl, tak jak nie jest ten mistrzem kto wygrał jeden mecz. Bo nazywanie mistrzem tego kto wygrał jeden cykl, w sytuacji kiedy mistrzostwa odbywają się cyklicznie, to jak nazywanie mistrzem tego kto wygrał jeden mecz, co oczywiście jest kompletnym absurdem. Wydaje mi się iż to powinno być zrozumiałe dla wszystkich.

Podobna absurdalna sytuacja to mistrzowie lekkiej atletyki. Mistrzem nazywa się najlepszego na świecie. Co de facto powinno się ściśle wiązać z posiadaczem najlepszego wyniku. Jednak rzeczywistość jest inna. Niejednokrotnie nazywa się mistrzem zawodnika do którego taki wynik nie należy. Nazywa się go tak tylko z racji wygrania danych zawodów co ewidentnie jest kompletnie absurdalną sprawą. Jest mistrzem, jest najlepszy na świecie, ale istnieje ktoś kto ma lepszy wynik. Więc kim jest ten kto ma najlepszy wynik skoro nie jest mistrzem? Jest rekordzistą świata. Zatem rekordzista świata nie jest mistrzem i wychodzi na to, że można być najlepszym na świecie, mistrzem, nie mając najlepszego na świecie wyniku. Ale czy prymat na świecie czyli bycie mistrzem nie powinno nierozerwalnie przypadać posiadaczowi najlepszego wyniku?

Jak widać na powyższych przykładach daleko jest tu do normalności. Daleko od podstaw logicznego myślenia. A jeszcze dalej, co jest chyba najbardziej  druzgocące  od jakiejkolwiek reakcji społeczeństwa.  Patrzysz i nie widzisz, słuchasz i nie rozumiesz… chodzisz i powtarzasz. Czy to nie jest już najwyższy czas obudzić się z tego letargu? Czy to nie jest już najwyższy czas… zacząć myśleć?

Z przesłaniem dla świata, Morfeusz

Podobne wpisy

Dodaj komentarz