Co to jest własność?
Odpowiedź na to pytanie jest wcale prosta, albowiem „własność” jest jednym z najbardziej mglistych pojęć, które dodatkowo w wypaczonej wersji zakorzeniło się w społeczeństwie. Owe wypaczenie polega na tym, że od czasów Rewolucji Francuskiej, ze szczególnym naciskiem na ostatnie 40 lat, do pojęcia własności prywatnej włączono to co własnością nie jest, ale w społecznym odczuciu – nie słusznie – za takowe uchodzi.
Oczywiście mam na myśli „własność użytkową” („dobra osobistego użytku”), z których ludzie korzystają sami lub grupowo i co jest im niezbędne do życia, pracy lub po prostu normalnego funkcjonowania. Tym samym zrównywane jest ze sobą posiadanie dóbr osobistego użytku przeciętnego człowieka – przysłowiowy komputer, samochód czy mieszkanie – które są bezpośrednim efektem jego pracy (a raczej tego ile zwrócił pracownikowi za jego pracę kapitalista) z posiadaniem środków produkcji, które akumulowane były przez dziesiątki lat (są i póki co będą)̨ drogą wyzysku i eksploatacji dziesiątek, setek, tysięcy a czasem i milionów osób i wielu pokoleń.
Jest to celowy zabieg – mówiąc współczesnym językiem – socjotechniczny, mający na celu wystraszenie i zakamuflowanie istoty własności, pracy najemnej i akumulacji środków produkcji. W następstwie tego przeciętny Kowalski boi się walki z własnością. Obawia się że ktoś chce mu zabrać samochód czy mieszkanie (będące najczęściej dorobkiem całego życia) nie zauważając, że walka z własnością jest walką o jego wolność, równość i godność.
Maciej Drabiński